- autor: Redakcja Płomienia Sosnowice, 2014-08-21 17:55
-
W minioną niedzielę Płomień Sosnowice rozpoczął rozgrywki ligowe meczem z Huraganem Inwałd. Oczekiwania były wielkie ze względu na naszą kadrę, jednak skończyło się dużo gorzej.
Sosnowianie rozpoczęli sezon bez Kamila Wąsa, który pauzował za czerwoną kartkę z poprzedniego sezonu oraz Patryka Lelka i Dominika Dyby, którzy leczą kontuzje. W pierwszej połowie zdecydowaną przewagę mieli goście. Już po pierwszych 15 minutach powinniśmy wygrywać, jednak skuteczność, a raczej jej brak raził w oczy. Swoje sytuacje miał Michał Machno, jednak przegrał pojedynki z bramkarzem. Kilkanaście minut później świetnym strzałem z dystansu popisał się Jarek Grych, ale piłka po jego uderzeniu odbiła się od poprzeczki. Swoją okazję miał również Rafał Staśko, lecz piłka po strzale z głowy po dośrodkowaniu z rzutu rożnego nieznacznie minęła bramkę. Akcje stwarzali również gospodarze, tyle, że dobrze w naszym polu karnym spisywała się defensywa wraz z bramkarzem. Pierwszy cios dla Płomienia był w około 40 minucie, kiedy to na murawę padł Łukasz Bujak i oznajmił, że nie może kontynuować gry z powodu kontuzji. Na jego miejsce wszedł Mateusz Michalik. Jeszcze przed przerwą Płomień mógł wyjść na prowadzenie, jednak szarża Jakuba Kuci z prawej strony boiska była zakończona zbyt lekkim strzałem, aby bramkarz miał z tym problem.
Po zmianie stron nasza gra wyglądała zupełnie inaczej, nic nie wychodziła, można powiedzieć, że waliliśmy głową w mur. Już po 3 minutach straciliśmy bramkę. Sprytnie wykonany na krótko rzut rożny, piłka wstrzelona mocno po ziemi w pole karne, gdzie żaden z zawodników Płomienia nie interweniował i futbolówka trafia od słupka do bramki. Ten gol podłamał naszych zawodników ewidentnie, ponieważ za kilka minut dostaliśmy kolejny cios. Piłkę spadającą z góry czysto wybił Mateusz Dziedzic, a zawodnik Huraganu stojący obok niego padł na ziemię niczym rażony piorunem. Arbiter stwierdził, że nie widział przewinienia, jednak musiał podyktować rzut karny, gdyż sędzia boczny zasygnalizował mu faul. To co zobaczył arbiter liniowy pozostanie jego tajemnicą, ponieważ nawet zawodnicy gospodarzy byli zdziwieni taką decyzją. Krzysztof Gonciarski był blisko wybronienia 11, ale to Huragan się cieszył z podwyższenia prowadzenia. Płomień nie miał już zbyt wiele okazji, nie pomogły nawet zmiany, po których na boisku zameldowali się Paweł Szczypczyk, Łukasz Sikora i Marcelin Zając. Kilkanaście minut przed końcem nie udało się złapać na spalonym piłkarza Inwałdu i w sytuacji sam na sam zakończył strzelanie w tym meczu.
Wynik 3:0 dla Huraganu nie odzwierciedla całego meczu, było to spotkanie do pierwszej bramki. Boisko w Inwałdzie pozostaje nadal naszą zmorą i Huragan po raz kolejny może cieszyć się ze zwycięstwa domowego nad Płomieniem.
6
